Matka Carany o mało się nie popłakała, gdy byliśmy gotowi do wyjazdu. Przytuliła swoją córkę tak, jakby miała już nigdy jej nie zobaczyć… Odkąd zjedliśmy śniadanie, jej ojciec milczał. Skinął tylko głową w moim kierunku, kiedy nasz powóz wreszcie wyruszył w drogę. Odwzajemniłem gest.
Ten sam woźnica, który zawiózł nas do Astatik, wiezie nas teraz z powrotem do Insomidii. Niedługo powinniśmy zajechać do Karczmy Mirndy. Carana śpi, oparłwszy głowę o moje lewe ramię. Hmmm… Jej głowa znów wydaje się być cieplejsza. Mam nadzieję, że w drodze do domu jej stan się nie pogorszy.
Hm, pamiętam to miejsce, mijaliśmy je w drodze do Astatik. To chyba tut-