W ogóle nie chce mi się teraz pracować. Znaczy, ja i tak nie mogłem tego znieść zanim w ogóle się to wszystko wydarzyło, ale teraz chodzę taki rozproszony, cały czas zastanawiając się tylko nad tym, jak moglibyśmy postawić się Weilerowi i Straży Insomidzkiej oraz powiedzieć całemu miastu o tym, co zrobili (i co nadal robią), ale, na chwilę obecną, pewnie potraktowanoby nas jako bandę wariatów wymyślającą jakieś bajeczki, żeby zwrócić na siebie uwagę gawiedzi. Nie możemy nawet udać się z tym bezpośrednio do króla, gdyż jestem pewien, że on również uznałby nas za szajbusów, albo w ogóle nie udałoby się nam z nim porozmawiać, bo przecież nie jestem nawet w stanie osobiście doręczyć mu przesyłki. Dlatego jedyne, co mogę teraz zrobić, to roznosić list za listem, paczkę za paczką - i czekać.
Nie wiem nawet jaki jest sens w więzieniu ludzi, a potem wypuszczaniu ich. Bo szukają rozrywki? Skoro tak, to jest to jakiś kiepski żart.
Nigdy nie widziałem Tarteka tak wściekłego, jakim był dzisiaj. Cały czas mamrotał coś pod nosem, wydawał rozkazy oschle, ciągle odzywały się w nim nabyte w wojsku nawyki, które zwykle ujawnia tylko wtedy, gdy naprawdę jest nieobecny myślami. Jakby tego było mało, cały dzień lało jak z cebra, więc kiedy wróciłem wieczorem do domu, byłem przemoczony od stóp do głów… Ponieważ jednak przez cały ten czas byłem zamyślony, nie zauważyłem w ogóle, że jest mi zimno, dopóki nie poczułem ciepła naszego domu. Hm…
Potrzebujemy kogoś, kto może dostać się do króla. Kogoś, kogo król będzie chciał słuchać. Kogoś, kto jest po naszej stronie… To zapewne byłby sam król, ale nie jestem pewien co do ostatniego…
I tak już za długo tutaj siedzę, więc może powinienem udać się do łóżka i wrócić do czytania mojej książki. Albo może powinienem porozmawiać o tym z Caraną. Może ona ma jakiś pomysł.