Nasz urząd pocztowy był tak zapchany listami i paczkami, że ledwo mogliśmy znaleźć dla siebie miejsce do siedzenia. Musieliśmy utworzyć małe ścieżki pomiędzy górami, żeby dotrzeć do naszych krzeseł.
Nie wiem, czy możemy tak wytrwać kolejny dzień. Po prostu nie ma już na nic miejsca.
Kurierzy z innych miast nie mogli uwierzyć w to, co ujrzeli. Jeden z nich zapytał czy te masy kopert i paczek zawierały także przesyłki z wczoraj. Kiedy skinęliśmy głowami w odpowiedzi, mam wrażenie, że kurier o mało nie zemdlał czy nie dostał zawału – być może jedno i drugie naraz.
Popołudniu znów się uspokoiło. Nikt do nas nie zaszedł i nie zganił nas, nikt nie nazwał nas leniwymi pałami, nikt nas nie pytał o powód, dla którego przez ostatnie dwa dni nikt nie dostał żadnej przesyłki. Nic się nie działo.
To jest, aż do momentu, gdy po „pracy” opuściliśmy z Tartekiem urząd, żeby napić się u Scarlata herbaty. Wtedy zorientowaliśmy się, że niektórzy ludzie gapili się na nas, nachylając się do przyjaciół, bądź bliskich i szepcząc między sobą słowa, których nie rozumieliśmy. Jedynie widzieliśmy jak ich usta formują podejrzane samogłoski i spółgłoski.
Tartek wyszczerzył zęby i skinął głową do mnie, jakby mówił: „Widzisz? Podziałało.”
Scarlat przyszedł z obowiązkowym pytaniem i tym razem postanowiliśmy dopisać dzisiejszą herbatę do rachunku. Ku naszemu zdziwieniu, nie mieliśmy przy sobie żadnych pieniędzy. Czasami się to zdarza, dlatego Scarlat zaczął notować kiedy nie byliśmy w stanie zapłacić rachunku.
Oczywiście zapytałem, czy nie wydarzyło się ostatnio coś dziwnego o czym powinniśmy wiedzieć.
Scarlat uśmiechnął się. – Nic – powiedział i poklepał nas po plecach.
Wiedział, że strajkujemy. Sądzę, że do dzisiaj wszyscy już o tym wiedzieli. Nadal jestem trochę zmartwiony faktem, że panuje cisza i spokój, pomijając to ciągłe szeptanie wokół nas. Albo niedługo naprawdę coś się wydarzy albo król o tym usłyszał i zwyczajnie nic go to nie obchodzi. Może wie, że nie mamy już zbyt wiele miejsca na przechowywanie przesyłek i że będziemy musieli niedługo odpuścić, jeśli nie chcemy zostać stratowani przez mieszkańców Insomidii.
Nie sądzę jednak, żeby Tartek w ogóle miał zamiar się poddać, zanim się nie dowie czemu niewinnych ludzi wsadza się do więzienia – oczywiście – jedynie dla czyjejś rozrywki.
Kiedy wróciłem wieczorem do domu, Carana zrobiła mi niespodziankę przygotowując prawdziwy bankiet. Powiedziała mi, że zaczęła gotować przed południem. Po raz pierwszy odkąd spędziliśmy wakacje u jej rodziców, mogliśmy zjeść coś, co naprawdę można było nazwać jedzeniem. Naprawdę jestem za to wdzięczny. Dziękowałem jej za jedzenie chyba co drugi kęs.
Potem pokazała mi wszystkie obrazki, jakie stworzyła od czasu jej wyjścia z więzienia. Rozmawialiśmy o każdym szczególe i sądzę, że było grubo po północy, gdy już skończyliśmy. Właściwie to chciała iść od razu spać, ale wtedy nagle powiedziała, będąc w łazience, żebym nie zapomniał zrobić wpisu w dzienniku.
Co też zrobiłem.
Ciekawe co mi się będzie tej nocy śniło.