Dzwonnica znów nas zbudziła, praktycznie z samego rana. Zdziwiło mnie, że nie usłyszałem jej wczoraj, bo przecież wydaje się z siebie taki głośny i drażniący dźwięk. Jeden z kapłanów namtolańskich, którego wcześniej jeszcze nie spotkaliśmy, czekał już na nas przed domem. Powiedział nam, gdzie możemy się udać, żeby dostać śniadanie i co mamy zrobić, gdy już skończymy się pożywiać: wysprzątać wszystkie pokoje w tych trzech domach w których Tartek, Sereliaen, Carana, ja i wszystkie dzieci nocują.
Tartek i Sereliaen dołączyli do nas i udaliśmy się razem do piekarni po chleb i ser, odwiedziliśmy także hodowlę kóz po trochę mleka. Nie wiedzieliśmy, gdzie udać się z naszym jedzeniem, dlatego zasugerowałem, żebyśmy udali się do pokoju, który dzielę z Caraną.
Po śniadaniu znów wyszliśmy na dwór. Podobnie jak wczoraj, kapłani stali na głowach i koncentrowali się na czymś. Dzieci mijały posąg mężczyzny (który, jak się później dowiedziałem, przedstawiał postać Vetara Pierwszego), kierując się do domu naprzeciwko. Zapytałem Tarteka, Caranę i Sereliaen półszeptem czy wiedzieli czemu te dzieci tutaj były.
Tartek i Sereliaen spojrzeli się na mnie dziwnie. Carana podeszła do mnie.
– Zapomniałeś już co Imarp powiedział nam o Namtolan? – zapytała mnie.
Tak. Tak, zapomniałem. Wyjaśniła mi ponownie to, że sporo ludzi posyła dzieci do Namtolan, aby mogły się tutaj nauczyć etyki. Jak poprawnie jeść, jak mówić płynnie i elokwentnie, jak pisać wyraźnie i tak dalej i tym podobne.
Zacząłem naprawdę wątpić w moją pamięć. Zauważyłem nawet teraz, że zapisałem to w dzienniku. No cóż, chyba się starzeję.
– Mogli po prostu wysłać te dzieci do szkoły wojskowej – wymamrotał Tartek gdy Carana zakończyła swoje wyjaśnienie, patrząc jak ostatnie dziecko wchodzi do domu po przeciwnej stronie i zamyka za sobą drewniane drzwi.
W tej właśnie chwili dostrzegliśmy kapłana bięgnącego ku nam, machającego do nas.
– Widzę, że skończyliście jeść – powiedział, gdy w końcu do nas dotarł.
– Tak, proszę pana – odpowiedział Tartek. Ledwo można było wyczuć nutkę sarkazmu w jego głosie.
– Zakładam, że znacie już swoje zadanie na dzisiaj, tak? – Głos kapłana był bardzo spokojny, nie ukazujący nawet najmniejszej oznaki tego, że właśnie przebiegł odległość od domu obok dzwonnicy do nas.
Wszyscy skinęliśmy głowami.
– To dobrze. Wysłano mnie, bym pokazał wam jak posprzątać pokoje i żebym dał wam potrzebne w tym celu narzędzia. Proszę za mną – powiedział i udał się do domu z którego dopiero co wyszliśmy.
Podążyliśmy za nim i wysłuchaliśmy jego przydługiego tłumaczenia nawet najprostszych rzeczy takich jak, na przykład, jak używać miotły, jak wymyć okna, jak posłać łózka. Nic nie mówiliśmy, w żaden sposób mu nie przerywaliśmy.
Zakończywszy wykład, kapłan uśmiechnął się i klasnął dłońmi. Powiedział nam, żebyśmy się podzielili. Carana i Sereliaen zostały wysłane do domu obok, a Tartek i ja zostaliśmy tutaj.
Ciężko było w to uwierzyć, ale pod koniec dnia udało nam się posprzątać w tych trzech domach wszystkie pokoje. Sereliaen i ja byliśmy wyczerpani, ale, ku mojemu zdziwieniu, Tartek i Carana byli tylko nieco zmęczeni. Z chwilą, gdy wyszliśmy z ostatniego domu, dzieci już były w drodze powrotnej. Każde dziecko, które nas minęło, powitało nas lekkim skinięciem głowy. Uważnie obserwowałem ich twarze, próbując dostrzec w nich choćby cząstkę emocji, ale wszystkie wyglądały na wymęczone. Wtem zauważyłem dziewczynę. Nie było w niej nic szczególnego jeśli chodzi o jej włosy czy ubranie, bo mieli tutaj, oczywiście, pewne reguły co do prezentowania się, ale jej twarz wyglądała całkiem znajomo.
– Księżniczka! – wyszeptałem, wybałuszając oczy.
Wtedy właśnie zauważyłem, że dzieci miały przyczepione do ubrań, mniej więcej na poziomie klatki piersiowej, skrawki materiału – na nich imię i nazwisko. Spojrzałem na materiał przyczepiony do czerwonej sukienki dziewczyny. Clira Devon.
– Gdzie? – zapytała Carana szeptem.
Pokręciłem głową. – Nieważne.
Bo głupia to była myśl, że księżniczka Insomidii zostałaby wysłana do Namtolan, żeby nabrała trochę manier – nawet jeśli z całą pewnością by na tym skorzystała. Jednak twarz tej dziewczyny była tak podobna do tej naszej księżniczki, że przez chwilę mój umysł dał się nabrać.
Tak poza tym to nic tego wieczoru nie robiliśmy, jedynie życzyliśmy wszystkim dobrej nocy i udaliśmy się do naszych pokoi, gdzie już czekał na nas kawałek chleba do zjedzenia (jeśli niedługo nie dostanę do jedzenia jakiegoś mięsa, to umrę z głodu, przysięgam).
Jutro będziemy musieli popytać kapłanów czy nie ma w pobliżu jakiegoś miasta, do którego moglibyśmy się udać. Naprawdę nie chcę spędzać tutaj więcej czasu niż potrzeba.
Carana już szepta we śnie. A już myślałem, że jest w lepszym stanie niż ja. Lecz ja też ledwo co mogę trzymać oczy otwarte.
Ostatnia uwaga: Tartek to prawdziwy zdolniacha, jest zdecydowanie szybszy ode mnie w sprzątaniu. Jestem pewien, że wykonał dzisiaj prawie dwa razy więcej roboty co ja. Sereliaen powinna czuć się szczęśliwa, że ma takiego mężczyznę jak on.