Żołądek mnie okropnie boli. Pewnie zjadłem dzisiaj u Scarlata coś zepsutego. Za to przynajmniej porozmawiałem trochę z Tartekiem i świetnie się bawiliśmy (próbowałem go trochę pocieszyć). Powiedział mi, że ma z żoną problemy. Powiedział mi też, żebym się nie martwił, gdyż to się zdarza raz na miesiąc – choć wydaje mi się, że męczy go to bardziej, niż się do tego przyznaje…
Carana jeszcze nie wróciła ze szkoły, a jestem pewien, że niedługo będzie świtać. Będę musiał z nią jutro porozmawiać. Martwię się o nią.
Ech, chciałbym, żeby mnie tak brzuch nie bolał… To pewnie od starego mięsa czy czegoś. Lepiej będzie jak się położę i się uspokoję i może poczytam sobie książkę, by się czymś zająć…