Uczniowie Carany dostali dzisiaj wyniki egzaminu i wszyscy zdali – dlatego mogła zostać w domu z czystym sumieniem.
Tarek chciał ze mną porozmawiać. Powiedział mi, że pomiędzy nim, a jego żoną nie ma już żadnej waśni – przynajmniej na razie – i że znów są najszczęśliwszą parą. Powiedział mi także, że chciałby sobie zrobić jutro wolne, co jestem mu oczywiście dłużny, więc powiedziałem, że nie ma problemu i nalegałem, by został w domu nawet na dwa dni. Lecz odmówił, mówiąc, że nie chciał znów wdać się w kłótnię ze swoją żoną…
Scarlat nie miał dla mnie żadnych wieści, choć powiedział, że wynaleziono nowe piwo i że właśnie otrzymał pierwszą jego dostawę. No, to dopiero dobra wiadomość!
Za to dzisiaj w banku zdarzyło się coś dziwnego. Spróbuję zrekonstruować rozmowę jaką odbyłem z nowym pracownikiem banku.
Udałem się do banku, był to całkiem stary budynek, i podszedłem do wolnego okienka. Nowy pracownik banku powitał mnie chłodnym uśmiechem. – Dzień dobry, panie Sivand, jak się dzisiaj miewamy?
– My? No, całkiem dobrze, dziękuję – wymamrotałem, trochę zdziwiony tym, że znał moje nazwisko. Położyłem brązowy worek na ladzie. – Chciałbym to dodać do mojego konta.
– Niemożliwe – powiedział.
– Że co? – mrugnąłem.
– Ten worek! On musi mieć przynajmniej ze 100 lat, jeśli nie więcej! – ciągnął.
– Cóż, to całkiem interesujące, ale naprawdę bardziej przejęty jestem jego zawartością. Może pan dodać te pieniądze do mojego konta? – chciałem wrócić do domu do Carany najszybciej jak się tylko dało. Byłem pewien, że już umierała z głodu, a zabroniłem jej gotować dla nas, bo tym razem sam chciałem coś upichcić.
Kasjer dotknął worka, jakby nie mógł uwierzyć, że jest prawdziwy. Obrócił go, wyciągnął nawet z kieszeni lupę i przyjrzał się materiałowi. – Niesamowite – wyszeptał.
– Co? – robiłem się trochę niecierpliwy.
– To powinno znajdować się w mojej kolekcji, a nie w tak obleśnych łapskach jak twoje! – nadal przyglądał się torbie badawczo.
– Że co proszę?
– Ach, proszę mi wybaczyć, panie Sivand. – Nareszcie oderwał wzrok od tego worka i schował lupę do kieszeni.
– Skąd pan w ogóle wie jak mam na nazwisko? – zapytałem
– W końcu jestem pana kasjerem. Powinienem znać swoich klientów, nie uważa pan?
– No chyba, ale pan jest tutaj nowy, nie?
– Tak, można by tak powiedzieć. Zaraz wracam. – Wziął worek i zniknął za drzwiami gdzieś z tyłu. Kilka chwil później znów się pojawił, tym razem z pustym workiem. – Czy mógłbym zatrzymać sobie ten worek? – zapytał z rozpływającym się na twarzy uśmiechem.
– Czemu jest pan tak bardzo zainteresowany zwykłym workiem?
– Och, ja chyba po prostu lubię worki. Mam ich w domu całą kolekcję. Moja żona też je uwielbia!
Westchnąłem. – No dobrze, może go sobie pan wziąć, jeśli jest on dla pana taki ważny. Ale chciałbym coś w zamian.
– No więc? – kasjer był wyraźnie zażenowany.
– Tak, chciałbym, żeby popytał pan klientów czy nie mieli ostatnio jakichś doświadczeń z Więzieniem Insomidzkim. Ponoć wsadzają tam ludzi, a potem ich wypuszczają, usprawiedliwiając się jedynie tym, że zaszła jakaś pomyłka.
Kasjer uniósł brwi.
– No to jak, umowa stoi? – zapytałem.
– Dobrze, przynajmniej tyle mogę dla pana zrobić, panie Sivand! – ukłonił się.
– Bardzo dziękuję, życzę miłego dnia. – Uścisnąłem jego dłoń i opuściłem budynek.
Cokolwiek by tam nie było z tym workiem, przez tego kasjera aż mnie ciarki przeszły. Podobnie jak z tym dziennikiem. Może powinienem polać sokiem z cytryny po wszystkich pustych stronach i potrzymać je nad świeczką. Może odnajdę mapę skarbu albo, jeszcze lepiej, pojawi się historia przestępcy, który tak naprawdę był kobietą, uwięzioną za rysowanie fałszywych map skarbów i prowadzenie ludzi na śmierć.
Albo może dziennik będzie wiecznie pachniał cytryną i nic poza tym. No, może moje wpisy także się rozmyją.
Chyba jestem zmęczony, bo mój mózg też zaczyna się rozmywać. Życzę sobie dobrej nocy, bo wszyscy inni już śpią. Dobranoc, Antaran!