Księżniczka opuściła miasto w akompaniamencie wielkiej parady. Naprawdę uważam, że jest Boginią Ega. Nigdy nie widziałem osoby, którą by tak cieszyło mieć wokół siebie tak wielu ludzi, jak ona. To prawie tak, jakby potrzebowała czyjejś uwagi, by żyć. Co więcej, ona ma tylko osiemnaście lat! Ona potrzebuje psychiatry.
Chociaż może ona już opłaca psychiatrów, lekarzy i wróżbiarzy, by mówili jej same dobre rzeczy. No bo z taką kupą pieniędzy przy dupie, kto by tego nie chciał?
Można by pomyśleć, że jestem zazdrosny.
Carana cieszy się wolnymi chwilami. Rankiem chwyciła za tą drugą książkę, którą wczoraj kupiłem i przeczytała ją do końca tego samego dnia. Gdy wróciłem z pracy, ujrzałem ją malującą kolejny obrazek.
– Koszmary? – zapytałem.
– Tak. To jedyny sposób, żeby się z nimi uporać.
– Ile ich już namalowałaś? – usiadłem obok niej i przyjrzałem się jej malunkowi.
Wzruszyła ramionami. – Dziesięć? Gdzieś tyle. Nie wiem. Wszystkie są w szafce w sypialni.
Uśmiechnąłem się. – Potrzebujesz więcej atramentu?
– Jak najbardziej.
– Kupię ci go jutro trochę.
Skinęła głową i wróciła do malowania.
Nigdy jej takiej nie widziałem. Wydaje się być taka szczęśliwa, a zarazem taka smutna. Serce mi się kraje, gdy widzę, że tak cierpi. Najgorsze jest to, że nie mogę nic na to zaradzić. No, przynajmniej mogę przynieść trochę więcej atramentu. Dzięki rekompensacie, która, o ironio, jest powodem, dla którego ona tego atramentu w ogóle potrzebuje…