Nasz woźnica był niewyspany, bo całą noc powóz naprawiał. Chcieliśmy dać Mirndzie trochę pieniędzy za nocleg, ale nie przyjęła ich – i jeszcze uśmiechnęła się ciepło.
Ostatnia część naszej podróży do Astatik była spokojna. Raz tylko minęliśmy jakichś nieznajomych osobników w, tak mi się wydaje, najciemniejszym ze wszystkich lasów miejscu , i już widziałem oczami wyobraźni, jak nas atakują, uzbrojeni w miecze i sztylety, żeby nas zabić i obrabować – w tej kolejności. Ale oni jedynie przywitali się z nami uprzejmie i życzyli nam przyjemnej podróży.
Co, szczerze mówiąc, nieźle mnie wystraszyło.
Mimo to, dotarliśmy w końcu do Astatik. Kocham to miasto, bo jest mniejsze od Insomidii, a ludzie są bardziej życzliwi. Doszły mnie nawet słuchy, że król Astatik codziennie odwiedza miejscowy rynek, bo tak bardzo lubi spotykać się z ludźmi.
Rodzice Carany przywitali nas ciepło i zaczęli opowiadać nam o wszystkim, co się od ostatniego razu u nich wydarzyło. I wierzcie mi gdy mówię, że sporo się wydarzyło. Przysięgam, że jej matka cały czas coś mówiła – gdy robiła obiad, gdy go jedliśmy, gdy pokazywała nam ich nowy (niesamowity!) dom, gdy przygotowywała dla nas sypialnię, a nawet gdy już się ubraliśmy do snu, opowiadała nam różne historie z dzieciństwa Carany.
No, cieszymy się, że oni się cieszą z naszej wizyty. Sam nie mogę się doczekać jutrzejszego dnia, bo wtedy przejdziemy się po mieście i uświadczymy tego, co też król w międzyczasie dokonał.
W dodatku nie ma tu pająków. Mogę spać spokojnie.