Musiałem dzisiaj doręczyć paczkę do małego domu nieopodal rynku. Z chwilą, gdy już opuszczałem rynek, usłyszałem z prawej strony krzyk. Wszyscy wokół mnie i ja też spojrzeliśmy tam, skąd dobiegł nas ten wrzask. Ujrzeliśmy jak dwóch insomidzkich strażników starało się uciszyć kobietę, wiążąc jej ręce za plecami, a potem uderzając ją po głowie rękojeścią miecza, ogłuszając ją. Upadła na ziemię.
– W końcu złapali złodzieja – powiedział głośno ktoś z tłumu.
Strażnicy skinęli do siebie głowami, podnieśli kobietę i opuścili rynek. Ludzie obok mnie kręcili głowami.
– Dobrze jej tak – powiedział starzec i wrócił do targowania się z kupcem.
– Co za biedna kobieta, skoro musiała wieść żywot przestępcy – powiedział ktoś inny.
– Ja ją znam, ona zawsze była chciwa – nadeszła odpowiedź z drugiej strony.
Po chwili wrócił normalny rynkowy harmider. Kupcy zachwalali swoje dobra, kupujący targowali się o nie.
Właśnie tak mnie złapano. Jestem pewien, że tę kobietę wypuszczą po dwóch czy trzech dniach. Próbowałem wypytać się ludzi, czy znali może tę kobietę, ale nikt nie chciał mi udzielić normalnej odpowiedzi. Głównie patrzyli się na mnie krzywo, a po ich twarzach widać było, co myśleli o moim nagabywaniu: „Czemu w ogóle chcesz zadawać się z taką parszywą kobietą jak ona?”
Czasami bywam naprawdę zdumiony, jak łatwo można manipulować ludźmi.
Chwilę potem zauważyłem, że nadal trzymałem przesyłkę i że już dawno powinienem był ją doręczyć, dlatego wróciłem do pracy.
Później porozmawiałem z Tartekiem o moim planie, żeby ktoś udał się do króla i osobiście zapytał go o to, co się dzieje z Więzieniem Insomidzkim. Opowiedziałem mu także o tym, co się dzisiaj wydarzyło na Rynku Insomidzkim. Opisałem wygląd kobiety – jej twarz, fryzurę, figurę – i zapytałem go czy ją kojarzy, ale Tartek jedynie wzruszył ramionami.
– To brzmi jak opis co drugiej kobiety w mieście – powiedział.
Po pracy udaliśmy się do Scarlata. Rozmawialiśmy o robocie, rzuciłem też kilkoma dowcipami, dlatego wyglądaliśmy jak dwoje normalnych, zadowolonych ludzi. Daliśmy znać Scarlatowi, że chcemy zapłacić, a ten zaraz zjawił się przy naszym stoliku. Uśmiechając się, zapytałem go po cichu czy nie stało się dzisiaj nic dziwnego.
– Nic a nic! W Insomidii panuje spokój! – Uśmiechnął się tak, że mogłem dostrzec jego złoty ząb. – Chcecie zapłacić teraz, czy dodać wam to do waszych rachunków?
– Chcielibyśmy zapłacić – powiedział Tartek.
– Oczywiście – powiedział Scarlat. Powiedział ile jesteśmy winni i daliśmy mu należytą sumę pieniędzy, w tym i napiwki.
– Reszty nie trzeba – powiedziałem, jak zwykle.
– Nie tym razem, nalegam! – powiedział Scarlat i zaśmiał się. W tym jego śmiechu coś było nie tak. Oddał mi reszty, już chciałem włożyć monety do prawej kieszeni, ale wtedy poczułem coś pomiędzy monetami. Spojrzałem na to i ujrzałem mały kawałek materiału na którym coś było napisane. Czyjeś imię. Krolata Amiltyr.
Scarlat skinął w moim kierunku, poklepał mnie po plecach.
– Dziękuję, przyjaciele! Przyjdźcie ponownie – powiedział, zabrał nasze kubki ze stołu i poszedł do kuchni.
Udaliśmy się z powrotem do urzędu i tam pokazałem Tartekowi to imię. Zaczął przeglądać książki z adresami w Insomidii i zaraz odnalazł wpis z tym samym imieniem.
– Jutro doręczysz pustą paczkę do domu, gdzie mieszka ta Krolata, dobrze? – powiedział do mnie Tartek. Przytaknąłem. – W międzyczasie zajmę się twoją pracą, ale postaraj się, żeby to długo nie zajęło. – Podniósł się, podszedł do mapy Insomidii i wskazał na niej położenie domu. – Tutaj uderzymy cel. Jeśli nie wrócisz do południa, zawołam po wsparcie. Zrozumiano?
– Wsparcie? – zapytałem zdziwiony.
– Tak. Ja. – Tartek nie mógł się powstrzymać i uśmiechnął się.
Zarządziliśmy fajrant i udaliśmy się do naszych domów i żon. Gdy dotarłem do domu, otworzyłem drzwi i powitałem Caranę, ale ku mojemu zdziwieniu nikt mi nie odpowiedział. Zdjąłem płaszcz i pomyślałem sobie, że Carana zapewne już poszła spać, ale kiedy minąłem róg, ujrzałem w kuchni Caranę stojącą na głowie. Źrenice miała wywrócone i wydawać by się mogło, że jej gałki oczne były białe. Słyszałem jak szeptała co chwila jakieś słowo, które pewnie miało jakiś sens w doświadczanym przez nią wtedy śnie. Dawno nie widziałem, żeby tak medytowała. Nigdy jej właściwie o to nie pytałem. A poza tym, kiedy Carana już się podniesie, przestaje śnić, a jej oczy znowu wrócą do normalnego stanu, ona zdaje się nie pamiętać o tym, co przed chwilą robiła, bo zawsze się jej wtedy pytam czy wszystko z nią w porządku, a ona zwykle odpowiada: – Tak, czemu by miało nie być? Czy coś się stało?
Nauczyłem się nigdy jej nie dotykać czy przerywać jej medytację w jakikolwiek inny sposób. Gdy pierwszy raz ujrzałem ją medytującą (niedługo po naszym ślubie), próbowałem ją obudzić, bo bardzo się o nią martwiłem. Nagle chwyciła mnie za prawe ramię i już miała je złamać, ale wtedy, na szczęście, jej oczy znów wróciły do normalnego stanu. Nadal pamiętam jaki miała wtedy wyraz twarzy. Byłem wstrząśnięty i zaskoczony, no i przeprosiłem ją, a ona odpowiedziała: – Za co?
No, teraz kiedy o tym napisałem w dzienniku, ona zapewne się o tym dowie… Carano, jeśli to czytasz, mam nadzieję, że nie czujesz się obrażona i już z góry przepraszam za to, że nigdy wcześniej o tym z tobą nie rozmawiałem, ale szczerze mówiąc bałem się i nadal się boję… dotykać tego tematu… kiedy nie śpisz.
Może powinienem spróbować z nią o tym porozmawiać, kiedy skończy medytować. Obserwowałem ją odkąd zacząłem tworzyć ten wpis…
Książka, którą obecnie czytam, jest dobra. Nie odmienia jednak życia. Zawsze to trochę demotywuje, gdy czyta się coś, co równie dobrze mógł napisać ktoś inny. Książka ta nie była pod żadnym względem szczególna, ale dobrze się przy tym marnowało czas, żeby tak powiedzieć. Nie sądzę, żeby autor próbował dodać do powieści jakichś nowych elementów. Może po prostu chciał napisać książkę, którą się czyta wtedy, kiedy lepszych książek jeszcze nie napisano.
Chyba widziałem jak oczy Carany drgają… Zaraz wróci.