Imarp obudził mnie kopiąc mnie w plecy. Natychmiast się ocknąłem i już chciałem się podnieść, uderzyć go, wydrzeć się na niego, pytając go co mu nagle odbiło, ale nie mogłem – Imarp zasłonił mi usta dłonią, a drugą pokazał, żebym był cicho. Obudził również Tarteka, Sereliaen i księżniczkę – która mocno go spoliczkowała – dokładnie w ten sam sposób. Została jeszcze Carana. Jednak zanim Imarp zdążył użyć swojej prawej stopy, by przerwać Caranie sen, szybko do niego podbiegłem i gestykulowałem jak szalony, próbując go ostzec przed tym, co miał zamiar zrobić – i żeby pozwolił mi ją obudzić. Najpierw sprawdziłem czy śni, ale nie mogłem tego stwierdzić. Ponieważ Imarp wyglądał nerwowo przez okna karczmy i szeptał, żebym się pośpieszył, delikatnie szturchałem Caranę aż w końcu nagle otworzyła oczy. Już się szykowałem, by oberwać czy coś, ale zamiast tego Carana tylko wstała i popatrzyła się na nas zdezorientowanym i zaspanym wzrokiem.
Imarp wskazał na nasze bagaże (na wszystko co wnieśliśmy do karczmy, reszta nadal jest na zewnątrz w stajni) i szeptał nam najzwięźlej jak mógł, żebyśmy wzięli wszystko co potrzeba, potem udał się za bar i mrugnął do nas, żebyśmy do niego podeszli. Otworzył drewniane drzwi w podłodze. Ujrzałem drabinę prowadzącą w dół do tunelu, który wyraźnie rozciąga się gdzieś pod Emtik.
– Idźcie – szeptał. – Do Astatik, czy gdziekolwiek chcecie, ale musicie iść. Ten tunel zaprowadzi was na zewnątrz, tylko trzymajcie się prawej strony.
Spojrzałem na Tarteka, który miał na twarzy wymalowany wyraz zwątpienia. Lecz potem wzruszył ramionami i wskoczył do dziury, w ogóle nie korzystając z drabiny. Księżniczka uniosła obie brwi i wskazała na dziurę w podłodze, jakby chciała powiedzieć: znaczy, mam tam zejść? Carana zmusiła ją do zejścia po drabinie najgroźniejszym spojrzeniem jakie kiedykolwiek widziałem. Następny byłem ja, a po mnie Sereliaen, która chwyciła za drabinę i złaziła powoli, szczebel po szczeblu.
Nagle drzwi do karczmy otworzyły się.
– Proszę pozwolić, że przygotuję drinki dla pana i pańskich ludzi. Jestem pewien, że podróż z Insomidii była niezwykle wyczerpująca, mam rację? – krzyczał Imarp z wymuszonym uśmiechem na twarzy do osób, które właśnie weszły do karczmy. Osłupiałem i nie mogłem się ruszyć, dlatego Imarp chwycił mnie i wrzucił mnie do dziury, natychmiast zamykając za mną drzwi.
Wylądowałem na Tarteku, który przeklnął mnie za to, że nie umiałem latać. Zepchnął mnie i upadłem na plecy.
– I co to był za hałas tam na górze? – wysyczał. Chyba chciał pospać jeszcze z godzinę, przynajmniej na takiego wyglądał. Właściwie to gdy teraz o tym myślę, wszyscy zapewne tak wyglądaliśmy.
Wtedy zwróciłem uwagę na tunel w którym się znajdowaliśmy oraz na małe, płonące pochodnie, które dawały na tyle światła, że można było zobaczyć ziemię i twarze innych osób.
– Chyba był tu ktoś z Insomidii – powiedziałem, podnosząc się.
– Już nas szukają? – zapytała Carana spokojnie.
– No i co z tego? Mogliśmy cisnąć w nich księżniczką, przynajmniej dałoby nam to czasu, żeby wziąć resztę bagaży – wymamrotał Tartek.
– Co powiedziałeś? – wrzasnęła księżniczka.
– Cicho bądź! – powiedziała Carana stanowczym głosem. – Jeśli Imarp nie chciał, żeby nas zobaczono, musiał mieć ku temu powód, a jakikolwiek by on nie był, powinniśmy być mu wdzięczni i odejść.
– Najlepszą obroną jest potężny atak. A zachowujemy się niczym tchórz, który nie ma pojęcia o taktykach wojskowych. – Tartek skrzyżował rece i kopnął leżący na ziemi kamyk. – Chowanie się jest rozwiązaniem jedynie tymczasowym, ale co tam. – Ruszył naprzód, stąpając ciężko.
– Czemu ten twój mężczyzna jest taki ponury? Mam nadzieję, że to nie jest to, o czym myślę, nie? – powiedziała do Sereliaen księżniczka, uśmiechając się przy tym złośliwie.
Sereliaen spoliczkowała księżniczkę i podążyła za mężem. Królewska córka jęknęła z powodu ran na jej twarzy, a potem udała się powoli za nimi. – Dostaniecie za swoje jak tylko wrócę, przysięgam – wymamrotała.
Carana i ja popatrzyliśmy się na siebie. Uśmiechnęła się, w jej oczach odbijały się małe pochodnie.
– Dobrze się czujesz? – zapytała mnie.
Skinąłem głową. – Jesteś przy mnie, więc jak miałbym się czuć źle?
– Chodźmy – powiedziała.
Tunel nie był zbyt długi i niedługo dotarliśmy do drzwi, które prowadziły do małej drewnianej chaty pośrodku lasu. Wyglądała bardzo podobnie do tej na drodze do Namtolan, dlatego zgadywaliśmy, że służyła pewnie w tym samym celu. Z tym jednym wyjątkiem, że tutaj był koniec tunelu, którym, zdaje się, uciekano (albo może dostarczano nim zaopatrzenie czy coś takiego, zapewne nigdy się nie dowiemy w jakim celu powstał).
Tartek próbował się dowiedzieć gdzie jesteśmy, ale odkrył jedynie nowy sposób na przeklinanie. Nie mógł się specjalnie rozejrzeć, bo drzewa były zbyt wysokie. Nie wiedział którędy powinniśmy iść, bo pod ziemią kierunki mu się pomyliły. Wdrapał się nawet na dach, ale drzewa nadal były zbyt wysokie.
– Nie widzę nawet tej parszywej góry! – krzyczał do siebie. – Carana, możesz wdrapać się na jakieś drzewo? Lubisz naturę i duchowość, nie?
Carana zadźgała Tarteka wzrokiem.
– Nieważne – wymamrotał Tartek.
– Sugeruję, żebyśmy szli w kierunku na który wychodzą drzwi – zasugerowałem głośno.
Tarteka zatkało. – Co? To nie jest śmieszne! Chcesz mnie dręczyć durnymi pomysłami?
– Ale weź wyobraź sobie, że przychodzisz sobie do lasu i masz zamiar postawić chatę. Nie byłoby ci wygodnie, gdyby drzwi wychodziły na kierunek z którego przybyłeś?
– Masz zamiar ryzykować nasze życia, bo wyobraziłeś sobie coś głupiego? – powiedział Tartek przez zęby, idąc ku mnie potężnymi krokami.
– Udało nam się przetrwać tych kilka ostatnich dni, przetrwamy więc i kolejny. Jeśli będziemy iść w jednym kierunku, kiedyś w końcu wyjdziemy z lasu – wyjaśniłem.
– Dobrze. – Tartek kipiał ze złości. – Chodźmy umrzeć.
Sereliaen natychmiast się za nim udała, próbowała chwycić jego dłoń, ale Tartek odsunął rękę. Jego żona jedynie westchnęła i dalej szła obok niego, nawet jeśli trudno było jej za nim nadążyć.
– Czy to się w ogóle kiedyś skończy? – zapytałem Caranę. Spojrzała na księżniczkę, które siedziała sobie na ziemi z rękami na kolanach. Kiedy poczuła, że ktoś się na nią patrzy, wstała i pobiegła za Tartekiem i Sereliaen.
– Mam taką nadzieję – powiedziała Carana i ruszyła za nimi.
Gdy nastała noc, wreszcie udało nam się wyrwać z tego lasu i naszym oczom ukazało się ciche miasto Astatik, dokładnie na wprost przed nami. Uśmiechnąłem się do Tarteka, którego nastrój pozostał niezmieniony. Było jednak bardzo ciemno, więc pewnie nie widział mojej twarzy.
W odróżnieniu od ostatniego razu, gdy byłem z Caraną w Astatik, przy wejściu do miasta zatrzymało nas dwóch strażników. Zapewne dlatego, że była noc i każdy, kto odwiedza jakieś miejsce nocą automatycznie staje się podejrzany.
Niełatwo było ich przekonać, że nie przyszliśmy tutaj rabować czy mordować. Strażnicy z całą pewnością mieli za dziwny widok pięcioosobowej grupy wychodzącej z lasu w samym środku nocy, bez żadnych prawie bagaży, bez koni, w dodaktu z młodą kobietą z ranami na twarzy. W końcu jednak przepuścili nas, gdy Carana powiedziała, że mieszkają tutaj jej rodzice i że chcielibyśmy ich odwiedzić.
Nieliczne pochodnie rozmieszczone na każdym rogu Astatik oświetliły nam drogę do domu Carany. Zapukawszy kilka razy do drzwi, otworzył je nam ojciec Carany, który o mało co nie dostał zawału (wyobraźcie sobie, że otwieracie o północy drzwi pięciu spowitym mrokiem osobnikom – nietrudno zrozumieć jego reakcję).
Wpuścił nas do środka i Carana naprędce wyjaśniła mu sytuację. Po chwili dołączyła do nas jej matka, która również była wstrząśnięta, ale gdy zobaczyła Caranę i mnie, uspokoiła się.
– Mamy gościa z rodziny królewskiej – powiedział ojciec Carany żonie i wskazał na księżniczkę. – Córka Króla Insomidii.
Księżniczka wlepiła wzrok w podłogę, zapewne wstydząc się ran na swojej twarzy.
– Miło mi panią poznać – wymamrotała.
Matka Carany był naprawdę podekscytowana i przejęta. Przyniosła nam wszystkim coś ciepłego do picia i trochę chleba, żebyśmy mieli co zjeść. Przeprosiła nas, że dom nie jest dostatecznie duży, aby pomieścić siedem osób, ale zapewniła wszystkich, że będzie można gdzie się położyć.
Carana i ja skorzystaliśmy z tego samego pokoju na drugim piętrze co zawsze. Tartek i Sereliaen spali w jadalni. Księżniczka spała na podłodze w salonie. Zapewne była okropnie zmęczona, bo w ogóle się nie operała, gdy matka Carany zasugerowała jej, że mogłaby spać na podłodze i że dałoby się jej koc, żeby miała tam miękko.
W każdym razie lepiej będzie jak zdmuchnę świeczkę i dołączę do Carany w snach... Hm.
Naprawdę jestem zmartwiony naszym obecnym położeniem. Mam nadzieję, że mieszanie w to rodziców Carany nie było złym pomysłem...