Obudziłem się dzisiaj w Karczmie Mirndy z okropnym bólem głowy. Carana opowiedziała mi co się wydarzyło…
Kiedy byliśmy w drodze do Karczmy Mirndy, a ja byłem w trakcie tworzenia wpisu w moim dzienniku, nagle ktoś wyskoczył z lasu i uderzył mnie w głowę, ogłuszając mnie (tylko tyle pamiętam). Wespół z tym pierwszym mężczyzną był kolejny, który wystrzelił w naszym kierunku strzałę. Carana, która zdążyła się już obudzić, szybko sturlała się z powozu i strzała ta, wymierzona w Caranę, trafiła woźnicę w plecy. Ponieważ nie byłem w stanie zapanować nad swoim ciałem, również spadłem z powozu, szczęśliwie unikając kolejnej strzały, która również trafiła woźnicę w plecy i wtedy on też zleciał z powozu. Z ukrycia wyszło kolejnych dwóch mężczyzn, którzy podbiegli do mojego nieprzytomnego ciała. Carana przeskoczyła do woźnicy i za pomocą sztyletu, wyciągniętego z pochwy znajdującej się przy lewej nodze zmarłego, podcięła gardło temu pierwszemu mężczyźnie, który mnie ogłuszył i który następnie daremnie próbował uderzyć Caranę. Po białym śniegu rozbryzgnęło krwią. Pobiegła w kierunku łucznika, unikając dwóch, trzech strzał, podcinając również i jego gardło i wykorzystując go jako tarczę, osłaniając się przed atakami mieczem innego mężczyzny, który był wstrząśnięty zaistniałą sytuacją, gdyż nie było jego zamiarem siekać swojego przyjaciela. Carana wykorzystała okazję, by pokonać go tak samo jak dwóch poprzednich. Czwarty i ostatni w ogóle nie zwracał uwagi na to, co się działo, będąc zajętym szukaniem w moich kieszeniach czegoś wartościowego. Gdy Carana go zobaczyła, krzyknęła do niego, żeby mnie zostawił. Facet spojrzał na nią ze znudzonym uśmieszkiem na twarzy i dobył miecza. I wtedy ujrzał martwe ciała swoich towarzyszy. Miecz wypadł mu z prawej dłoni. Wybałuszył oczy.
– Diabeł… – usłyszała jego szept Carana. Wziął nogi za pas i zniknął pośród drzew.
Carana powiedziała mi, że z trudem mogła utrzymać przytomność. Poza tym zganiła mnie mówiąc, że powinienem mniej jeść, żeby następnym nie było tak trudno wsadzić mnie z powrotem na powóz.
– Poprowadziłam powóz do Karczmy Mirndy. Koń w pierwszej chwili skarżył się, bo mnie nie znał, ale po chwili uspokoił się. Szkoda mi woźnicy, ale nie byłam w stanie wsadzić go na powóz, choć próbowałam. On po prostu był… zbyt ciężki – powiedziała, siedząc na skraju mojego łóżka. Dotknęła swojego czoła i zamknęła oczy.
– Nie powinnaś być w łóżku, zamiast mnie? – zapytałem ją.
– Długo już spałam. Poza tym Mirnda pomogła ze wszystkim. Przyniosła do naszego pokoju herbatę i jedzenie. Poprosiła nawet lekarza, który jest w drodze do Astatik, żeby się tobą zajął.
Dotknąłem bandaża na mojej głowie. – To jego dzieło?
Carana kiwnęła głową. – Mirnda wysłała również dwóch jej służących, żeby podnieśli ciało naszego martwego woźnicy. Dobrze go znała, naturalnie, ponieważ mijał jej karczmę każdego dnia. Wystarała się nawet o innego woźnicę na jutro, więc wkrótce będziemy mogli wyruszyć w dalszą drogę.
Ironiczne jest to, że zostaliśmy napadnięci dokładnie w tym samym ciemnym miejscu o którym wspominałem w drodze do Astatik. Słyszałem o ludziach, których napadnięto na drodze pomiędzy Insomidią a Astatik, ale nigdy nie myślałem, że coś takiego mogłoby się przydarzyć nam…
Głowa nadal mnie trochę boli, ale to chyba nic w porównaniu z tym, jak Carana się teraz czuje. Leży obok mnie. Chyba powinienem zdmuchnąć świeczkę i dołączyć do niej w snach.