Tartek i jego żona byli w Więzieniu Insomidzkim. To, co przydarzyło się mnie i Caranie, przydarzyło się teraz również Tartekowi i jego żonie, i to obojgu naraz. Przeszli przez te same procedury. Usłyszeli te same kłamstwa o poprzednich więźniach, których trzymano w ich celi. Otrzymali taką samą rekompensatę po ich wypuszczeniu, jeśli nie większą.
Tartek pojawił się w biurze wieczorem, właśnie gdy miałem już wracać do domu. Wyglądał okropnie, był wymęczony, wyczerpany, wstrząśnięty i tak wkurzony, że o mało nie eksplodował. Opowiedział mi o tym, przez co przeszli on i jego żona, zaciskając pięści co drugie zdanie, chodząc nerwowo wokół, miażdżąc w myślach każdą kość w ciele oficera Weilera.
Chwilę potem westchnął i usiadł na podłodze, obok swojego biurka. Spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. – Komu o tym powiedziałeś?
– Mojemu kasjerowi i Scarlatowi – odpowiedziałem. – Poza tym, roznosząc paczki i listy, pytałem na mieście ludzi czy nie zauważyli ostatnio czegoś niepokojącego.
Tartek wybałuszył oczy.
– Poproszę Bikka, żeby jutro poprowadził urząd. Mamy nową misję do wykonania – powiedział, wstał, zasalutował (nie próbując nawet kryć starego odruchu) i udał się do domu.
Również to zrobiłem. Z chwilą, gdy wszedłem do domu i zdjąłem płaszcz, zacząłem się zastanawiać czemu Tartek się nie bronił. I czemu Carana się nie broniła? Straż Insomidzka nie może po prostu grozić ludziom, że ich zabije, jeśli się nie rozbiorą i nie pójdą do więzienia wbrew ich woli.
Choć ryzykowałem wywołaniem u niej kolejnych koszmarów, każąc jej wracać myślami do czasu spędzonego w więzieniu, zapytałem Caranę czemu nie wykorzystała swojej wiedzy i umiejętności przeciwko strażnikom, podpierając pytanie faktem, że mogła pozbyć się całego więzienia w mgnieniu oka, gdyby tylko tak postanowiła.
Trochę zaskoczona i zła, że, powróciwszy do domu, nawet się z nią nie przywitałem, odpowiedziała: – Próbowałam.
– Próbowałaś? – zapytałem, unosząc brew. – Popraw mnie jeśli się mylę, ale kiedy ty przynajmniej próbujesz się bronić, już zaczynasz łamać komuś kości!
– Złamałam strażnikowi rękę, ale wtedy… – Podeszła do mnie, wzięła płaszcz z moich rąk i powiesiła go na haku obok drzwi. – …pogrozili, że cię zabiją.
Było mi trochę wstyd… Chciałem ją przeprosić za to nagłe pytanie… i oczywistą odpowiedź. Jak mogłem o tym nie pomyśleć? Ostatecznie przeprosiłem ją, a ona tylko pokręciła głową i przytuliliśmy się do siebie…
– Witaj z powrotem – powiedziała.
Sądzę, że z Tartekiem pewnie było tak samo. Zapewne próbował bronić swojej żony, ale wtedy zagrozili, że ją zabiją. Jakie to oryginalne…
„Misja” Tarteka będzie ciekawa. Nigdy wcześniej nie widziałem go tak wściekłego. Teraz to mu naprawdę zagrali nie na tej strunie, co trzeba.
Mam nadzieję, że ta tak zwana „Straż Insomidzka” dostanie to, na co zasługuje.